-
Jan Brzechwa
Z motyką na słońce
Roch węgla od dawna pod piecem nie widział, Już skończył się zapas, wyczerpał się przydział. Więc Roch wpadł na pomysł: "Tak zimno w chałupie, A słońce jest wielkie. Gdy okruch odłupię I wrzucę do pieca, wystarczy mi ciepła, By barszcz nie zamarzał i kasza nie krzepła." Pomyślał i ruszył z motyką na słońce, A słońce - wiadomo - jak ogień gorące. Motyka już topić się z wolna zaczęła, Lecz Roch nie ustawał, Roch wołał: - Do dzieła! Do dzieła! Choć sobie czuprynę osmalę, Wciąż będę motyką uderzał wytrwale I choćby mnie słońce spaliło na popiół, Nikt we wsi nie powie, żem swego nie dopiął! To rzekłszy przygarnął dwie chmury deszczowe, Z nich jedną położył, jak kompres na głowę, A drugą wyżymał zwilżając ostrożnie Motykę, jak zwilża się kurę na rożnie. Bił w tarczę słoneczną, choć dręczył go upał, Aż w końcu motyką okruszek odłupał. Zawinął go w chmurę, jak w szmatkę wilgotną, I podał czym prędzej Rochowej przez okno. Rochowa okruszek do pieca wrzuciła, Obrała ziemniaki i barszcz nastawiła. Buzuje się okruch słoneczny na ruszcie, A wy, jeśli chcecie, czyn Rocha powtórzcie. Nauka zaś taka z wierszyka wynika, Że może każdemu się przydać motyka.
-
Adam Asnyk
Z podróży Dunajcem
Już jasny księżyc na wodospadzie
Haftuje srebrem strumienia bieg
I fala, co się do snu nie kładzie,
Lekko potrąca o skalny brzeg.
Już ciemne lasy drzemią w oddali
Szemrząc modlitwy wieczornej chór,
Dalekie echa głuchną na fali
I we mgłach toną podnóża gór.
Łódkę do drogi strumień kołysze
I pianą rosi nadbrzeżne mchy:
Płyńmy więc w ciemność i nocną ciszę,
W krainę cudów, marzeń i mgły.
Głowę swą oprzyj na mym ramieniu
I do księżyca obróć swą twarz,
I oświecona w bladym promieniu
O widmie szczęścia dumaj i marz!
Ja będę śledził na twojej twarzy
Przelotnych marzeń ruchomą nić
I będę myślał: Jak pięknie marzy...
l zwolna zacznę o tobie śnić.
A tak cię sen mój sercem odmieni,
Że mi wykwitniesz jak biały kwiat,
Pełen miesięcznych drżących promieni,
Rzucony ze mną w fantazji świat.
I będę mniemał wtenczas wpółsenny,
Że na twych marzeń tęczowym tle
Widzę uczucia odblask promienny,
Płynący ku mnie na srebrnej mgle...
A kiedy jeszcze fala zdradziecka
O kamień naszą potrąci łódź,
To ty z przestrachem trwożnego dziecka
Na mnie wzruszone spojrzenie rzuć!
I do mnie bliżej pochyl się cała
I ujmij silniej braterską dłoń
Ja będę myślał, żeś ty zadrżała
W mojego serca spojrzawszy toń...
A kiedy dalej wypłyniem zwolna
Na wód leniwych spokojny szlak,
Może pomyślę, żeś kochać zdolna
I że mi łezkę rzucasz na znak!
Więc płynąc znowu w girlandach piany,
Co się roztrąca o progi skał,
Wyszepnę przez sen: żem zakochany
I żem ci serce na wieki dał.
Tak rozmarzeni oboje ciszą,
Pijąc tęsknotę i nocny chłód,
Wymienim słowa, które usłyszą
Fale i duchy leniwych wód;
I w księżycowych blasku promieni,
Rwąc kwiaty marzeń na srebrnej mgle,
Uwierzym, żeśmy sercem złączeni
W pierwszej miłości rozkosznym śnie.
Lecz gdy przybijem wreszcie do brzegu,
Rzucając miejsce czarownych scen,
Wtenczas o dobrym myśląc noclegu,
Poznamy wkrótce, że to był sen!
-
Adam Mickiewicz
Zając i żaba
Szarak, co nieraz bywał w kłopotach i trwogach,
Nie tracąc serca, póki czuł się rączy,
Teraz podupadł na nogach.
Poczuł, że się źle z nim skończy.
Więc jęknął z głębi serca: "Ach, nie masz pod słońcem
Lichszego powołania jak zostać zającem!
Co mię w dzień pies, lis, kruk, kania i wrona,
Nawet i ona,
Jak chce, tak gania.
A w noc gdy drzemię, oko się nie zmruża,
Bo lada komar bzyknie przez siatki pajęcze,
Wnet drży me serce zajęcze,
Tchórząc tchórzliwiej od tchórza.
Zbrzydło mi życie, co jest wiecznym niepokojem,
Postanowiłem dziś je skończyć samobojem.
Żegnaj więc, miedzo, lat mych wiośnianych kolebko!
Wy kochanki młodości, kapusto i rzepko,
Pożegnalnymi łzami dozwólcie się skropić!
Oznajmuję wszem wobec, że idę się topić!"
Tak z płaczem gdy do stawu zwraca skoki słabe,
Po drodze stąpił na żabę.
Ta mu, jak raca, drgnąwszy spod nóg szusła
I z góry na łeb w staw plusła.
A zając rzekł do siebie: "Niech nikt nie narzeka,
Że jest tchórzem, bo cały świat na tchórzu stoi;
Każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka,
I swojego zająca, którego się boi".
-
Jan Brzechwa
Zapałka
Mówiła dumnie zapałka: "Pokażcie takiego śmiałka, Co w domu zadarłby ze mną, Gdy nagle zrobi się ciemno. Doprawdy, słońce jest niczym Ze swym błyszczącym obliczem, Bo tylko w dzień świecić może, A ja zaś o każdej porze!" "To ci heca!" - Rzekła świeca. Zapałka na to zuchwale: "Gdy zechcę, świat cały spalę I choć nie lubię się chwalić, Potrafię Wisłę podpalić." Po czym, po krótkim namyśle, Skoczyła i znikła w Wiśle. Tak się skończyły przechwałki Zarozumiałej zapałki. "To ci heca!" - Rzekła świeca.
-
Julian Tuwim
Zdarzyło mi się to pierwszy raz
Zdarzyło mi się to pierwszy raz -
Na palcach chodzić po ogrodzie.
Z tętniącym sercem, z latarka z gwiazd,
Skradałem się jak złodziej.
Godzinę dobrą, a może i dwie,
Siedziałem przedtem zdumiony,
Że taki w nim upór! I kogo on zwie?
I czemu tak kwili? I kto on, i gdzie,
Ten głupi ptak uprzykrzony?
Godzinę, półtorej, zanudzał na śmierć
Upartym, króciutkim wyćwierkiem,
Bez przerwy, co chwila, co pół i co ćwierć.
-
Jan Brzechwa
Zegarek
"Jak się zegarkowi powodzi?" "Owszem, niczego, chodzi." "Podobno spieszy się o trzy minuty?" "Owszem. Jest trochę zepsuty." Zegarek w duchu klnie, Bardzo mu to nie w smak, Chciałby powiedzieć: "Nie!" A mówi: "Tak-tak, tak-tak, tak-tak." "Pan jakoś dziś niewesoły?" "Bo się spóźniłem do szkoły." "Nie wiedział pan, która godzina? Czyżby pękła sprężyna?" Zegarek w duchu klnie, Bardzo mu to nie w smak, Chciałby powiedzieć: "Nie!" A mówi: "Tak-tak, tak-tak, tak-tak." "Jakiej to marki zegarek?" "Ja nie wiem. Tyle jest marek..." "To zwykła tandeta, panie, Za chwilę na pewno stanie!" Zegarek w duchu klnie, Bardzo mu to nie w smak, Chciałby powiedzieć: "Nie!" A mówi: "Tak-tak, tak-tak, tak-tak."
-
Jan Brzechwa
Zero
Toczyło się po drodze: "Z drogi, gdy ja przechodzę! Ja jestem sto tysięcy, A może jeszcze więcej." Folgując swej naturze, Wołało: "Jestem duże!" Pyszniło się przed światem, Że takie jest pękate. Mówili wszyscy z cicha: "Ma brzuch, a brzuch to pycha." I później się dopiero Spostrzegli, że to zero.
-
Jan Brzechwa
Znaki przestankowe
Prowadziły raz rozmowę
Różne znaki przestankowe.
Rzekł dwukropek:"Mógłbym przysiąc,
Że tu jest dwukropków z tysiąc,
Bo beze mnie nie ma zdania..."
"A bez znaku zapytania?..."
"Też pomysły - rzekł cudzysłów.
- Śmiać się można z tych pomysłów,
Bo kto czytał różne wiersze,
Wie, że mam w nich miejsce pierwsze."
"O, przepraszam - rzekł przecinek
- Mógłbym wziąć to za przycinek,
Bez przecinka nie ma zdania..."
"A bez znaku zapytania?..."
"Niezły komik, niezły zbytnik!
- Zirytował się wykrzyknik.
- Nie chcę chwalić się przed nikim,
Ale jestem wykrzyknikiem!"
Myślnik leżąc milczał smutnie,
A tu średnik wdał się w kłótnię:
"Jak ze wszystkich zdań wynika,
Nie ma wiersza bez średnika,
Bez średnika nie ma zdania..."
"A bez znaku zapytania?..."
Kropka, słysząc te hałasy,
Sprowadziła dwa nawiasy:
"Cni panowie, zacne panie,
Zamykamy całe zdanie!
Koniec! Kropka! Odpoczynek!"
"Znów przecinek!" - Rzekł przecinek.
-
Julian Tuwim
Zosia - Samosia
Jest taka Zosia,
Nazwano ją Zosia-Samosia,
Bo wszystko "Sama! Sama! Sama!"
Ważna mi dama!
Wszystko sama lepiej wie,
wszystko sama robić chce,
Dla niej szkoła, książka, mama
nic nie znaczą - wszystko sama!
Zjadła wszystkie rozumy,
Więc co jej po rozumie?
Uczyć się nie chce - bo po co,
Gdy sama wszystko umie?
A jak zapytać Zosi:
- Ile jest dwa i dwa?
- Osiem!
- A kto był Kopernik?
- Król!
- A co nam Śląsk daje?
- Sól!
- A gdzie leży Kraków?
- Nad Wartą!
- A uczyć się warto?
- Nie warto!
Bo ja sama wszystko wiem
i śniadanie sama zjem,
I samochód sama zrobię
I z wszystkim poradzę sobie!
Kto by się tam uczył, pytał,
Dowiadywał się i czytał,
Kto by sobie głowę łamał,
Kiedy mogę sama, sama!
- Toś ty taka mądra dama?
A kto głupi jest!
- Ja sama
-
Adam Asnyk
Zwiędły listek
Nie mogłem tłumić dłużej
Najsłodszych serca snów,
Na listku białej róży
Skreśliłem kilka słów.
Słowa, co w piersiach drżały
Nie wymówione w głos,
Na listku róży białej
Rzuciłem tak na los!
Nadzieję, którąm pieścił,
I smutek, co mnie truł,
I wszystkom to umieścił,
Com marzył i com czuł.
Tę cichą serca spowiedź
Miałem jej posłać już
I prosić o odpowiedź
Na listku białych róż.
Lecz kiedy me wyrazy
Chciałem odczytać znów,
Dojrzałem w listku skazy,
Nie mogłem dostrzec słów.
I pożółkł listek wiotki,
Zatarł się marzeń ślad,
I zniknął wyraz słodki,
Com jej chciał posłać w świat!