-
Ada Kopcińska-Niewiadomska
Mamusiu, nie bój się!
- Cii... mamusiu.
Już jesteśmy w lesie.
To nie nasz pokój.
To nie nasz stół.
Stań teraz na jednej nodze
i przeskocz, jak umiesz najszybciej,
strumyk -
a wtedy zniknie ten ciemny,
ogromny las...
- O! But mi do wody wpadł! -
To nic. Masz orzech.
Zaciśnij w garści.
I zamknij wreszcie oczy.
Trzy kroki zrób do przodu...
- Coś ciągnie mnie za warkoczyk!
- Mamusiu, nie bój się!
Moja mama boi się burzy i wiatru,
lodu na drogach i mojego kaszlu,
i jeszcze - gdy ktoś na kogoś się złości.
A ja? Ja nie boję się niczego!
Czasami tylko ciemności.
-
Julian Tuwim
Melodia
Wczesna jesień - oto moja pora.
Siwy ranek - kolor mego wzroku.
Siedzę w miłej kawiarni jak w obłoku,
Mógłbym tak do wieczora.
Za oknami tyle pośpiechu,
Ale ja nie wiem i nie słyszę,
I zamilkły w jesiennym uśmiechu,
Zapatrzeniem dalekim się kołysze.
Tak najlepiej: siąść w cukierni rankiem
I patrzeć, jak ulica chodzi.
W takie ranki jest się kochankiem,
I smutniej człowiekowi, i młodziej.
Od miłości, od czułych wspomnień
Dzień zacząłem senny i pusty.
Z twoich słów, nie pisanych do mnie
Wiersz układam uśmiechniętymi usty.
A to wszystko razem jest melodią,
I melodii chwile są rade.
Cudzoziemka w palcie kraciastym
Śpiewnie, ślicznie zamawia "szokolade".
Jaka wiotka, matowa kobieta!
Jak nas mało na świecie! Jak mało!
I jakimi perfumami zawiało!
I jaki poeta!...
-
Czesław Miłosz
Miasto młodości
Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami,
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.
Potykając się, szedł i patrzył zamiast nich
Na światło, które kochali, na bzy, które znów kwitły.
Jego nogi, bądź co bądź, były doskonalsze
Niż nogi bez istnienia. Płuca wdychały powietrze
Jak zwykle u żywych, serce biło
Zdumiewając, że bije. W ciele teraz biegła
Ich krew, jego arterie żywiły ich tlenem.
W sobie czuł ich wątroby, trzustki i jelita.
Męskość i żeńskość, minione, w nim się spotykały,
I każdy wstyd, każdy smutek, każda miłość.
Jeżeli nam dostępne rozumienie,
Myślał, to w jednej współczującej chwili,
Kiedy co mnie od nich oddzielało, ginie,
I deszcz kropel z kiści bzu sypie się na twarz
Jego, jej i moją równocześnie.
-
Jan Brzechwa
Michałek
Był leń, co zwał się Michałek.
Nie robił nic w poniedziałek,
Spać poszedł, a wstał we wtorek
Dopiero na podwieczorek.
Zaczekał, aż przyszła środa,
Lecz czasu było mu szkoda.
Do książki zabrał się w czwartek,
Lecz nawet nie rozciął kartek.
Pomyślał: "Jutro jest piątek,
Więc w piątek zrobię początek."
A w piątek rzekł: - "Na sobotę
Odłożę raczej robotę." Przyszła sobota.
- "W niedzielę Odpocznę wpierw mało-wiele,
A za to już w poniedziałek
Odrobię cały kawałek."
We wtorek rzekł:
- "Źle się czuję..."
A w środę dostał dwie dwóje.
Do domu wrócił Michałek,
Przygładził smętnie przedziałek,
I w ojca wlepiwszy ślepia,
Rzekł: - "Nauczyciel się czepia."
-
Julian Tuwim
Mieszkańcy
Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.
Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.
Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.
I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.
Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.
I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.
Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.
-
Adam Asnyk
Między nami nic nie było
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych.
nic nas z sobą nie łączyło -
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni!
Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz, obłoków,
Prócz natury słodkich czarów;
Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pirwiosnków i powojów,
Między nami nic nie było!
-
Adam Asnyk
Miłość jak słońce
Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały
I swoim blaskiem ożywia różanym,
W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały
Dozwala kwiatom rozkwitnąć wionianym
I wyprowadza z martwych głazów łona
Coraz to nowe na przyszłość nasiona.
Miłość jak słońce: barwy uroczemi
Wszystko dokoła cudownie powleka;
Żywe piękności wydobywa z ziemi,
Z serca natury i z serca człowieka
I szary, mglisty widnokrąg istnienia
W przędzę z purpury i złota zamienia.
Miłość jak słońce: wywołuje burze,
Które grom niosą w ciemnościach spowity,
I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze,
Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity,
I znów z obłoków wyziera pogodnie,
Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie,
Miłość jak słońce: choć zajdzie w pomroce,
Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca
Powraca smutne rozpromieniać noce
I przez ciemność przedziera się drżąca,
Pełna tęsknoty cichej i żałoby,
By wieńczyć śpiące ruiny i groby.
-
Jan Brzechwa
Mleko
- Co się stało, co się stało?
- Gwałtu, mleko wyleciało!
Przeraziła się kucharka,
Wyleciało mleko z garnka
I jak białe prześcieradło
Na patelni wierzchem siadło.
Jęło fruwać pod sufitem,
Przyśpiewując sobie przy tym:
- Dobre mleczko, smaczne mleczko,
Nie dla ciebie, kochaneczko!
Rozgniewała się kucharka
I na mleko głośno sarka:
- Któż to słyszał, żeby mleko
Wyleciało tak daleko?
Zsiądź z patelni, zsiądź już prędzej,
Bo na zawsze cię przepędzę!
Na te słowa mleko zbladło,
Przestraszyło się i zsiadło.
Chodźcie do nas. Zjedzcie z nami
Zsiadłe mleko z ziemniakami.
-
Julian Tuwim
Modlitwa
Modlę się Panie, ale się nie korzę:
Twarde są słowa modlitwą zrodzone.
Daj mi wytrwania i sił wiele, Boże,
W życiu, co będzie twórcze i szalone.
Daj mi, o Panie, poczynań płomienność
I nieugiętą daj ku Sobie wolę.
Niech życie moje zwie się: wieczna zmienność
W wiecznej jedności na duszy cokole.
Ale pamiętaj: gdy padnę, nieszczęście
Moje olbrzymie w twarz cisnę Ci, Boże.
Wiedz: w górę wzniosę dwie żelazne pięście,
Oczy spłomienię, spojrzę i - zagrożę !
-
Julian Tuwim
Modlitwa (Kwiaty Polskie I/II/VIII fr.)
My ludzie skromni, ludzie prości,
Żadni nadludzie ni olbrzymy,
Boga o inną moc prosimy,
O inną drogę do wielkości:
Chmury nad nami rozpal w łunę,
Uderz nam w serca złotym dzwonem,
Otwórz nam Polskę, jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
Daj nam uprzątnąć dom ojczysty
Tak z naszych zgliszcz i ruin świętych
Jak z grzechów naszych, win przeklętych.
Niech będzie biedny, ale czysty
Nasz dom z cmentarza podźwignięty.
Ziemi, gdy z martwych się obudzi
I brzask wolności ją ozłoci,
Daj rządy mądrych, dobrych ludzi,
Mocnych w mądrości i dobroci.
A kiedy lud na nogi stanie,
Niechaj podniesie pięść żylastą:
Daj pracującym we władanie
Plon pracy ich we wsi i miastach,
Bankierstwo rozpędź - i spraw, Panie,
By pieniądz w pieniądz nie porastał.
Pysznych pokora niech uzbroi,
Pokornym gniewnej dumy przydaj,
Poucz nas, że pod słońcem Twoim
"Nie mas Greczyna ani Żyda".
Puszącym się, nadymającym
Strąć z głowy ich koronę głupią,
A warczącemu wielkorządcy
Na biurku postaw czaszkę trupią.
(. . . . . . . . . . .)
Piorunem ruń, gdy w imię sławy
Pyszałek chwyci broń do ręki,
Nie dopuść, żeby miecz nieprawy
Miał za rękojeść krzyż Twej męki.
Niech się wypełni dobra wola
Szlachetnych serc, co w klęsce wzrosły,
Przywróć nam chleb z polskiego pola,
Przywróć nam trumny z polskiej sosny.
Lecz nade wszystko - słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość - sprawiedliwość.
Niech więcej Twego brzmi imienia
W uczynkach ludzi niż w ich pieśni,
Głupcom odejmij dar marzenia,
A sny szlachetnych ucieleśnij.
Spraw, byśmy błogosławić mogli
Pożar, co zniszczył nas dobytek,
Jeśli oczyszczającym ogniem
Będzie dla naszych dusz nadgnitych.
Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie małą.
Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów -
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu.
Dłonie Twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej.
...A gdy będziemy, w Nekropolu,
Przybliżać się do Twych przedmieści,
Klękniemy kwarantanną w polu,
Nadziei pełni i boleści:
Nadzieją - że nam przyjaciele
Naprzeciw wyjdą z Miasta Krzyżów,
Niosący w oczach przebaczenie
I łzy radości a nie wyrzut.
Boleści - że nam nie pomogą
Te łzy ni łaska, ni witanie...
MILCZĄCE między nami stanie
Zjawą złowrogą.